Hołd dla m.

Piękna kobieta, wysoka, zgrabna blondynka. Dobrze ubrana, zadbana. Śliczne, długie włosy, wyważony makijaż i piękny uśmiech. Na pierwszy rzut oka – modelka, a może bizneswomen. Jej piękno nie było tylko zewnętrzne. Pracowała jako opiekunka osób starszych i przez ponad 8 lat była radością i wybawieniem z chmur demencji dla ludzi starszych. Rozumieć innych, okazywać empatię, wychodzić naprzeciw oczekiwaniom i spokojnie traktować nieoczekiwane. Okazywać cierpliwość, być dobrym, po prostu pomagać. Wspierać w chwilach, kiedy zawodzi człowieka wszystko – jego ciało, jego rozum, jego rodzina. Dbać, troszkę rozpieszczać, troszkę wymagać. Być promykiem dla tych, którzy rzadko kiedy widzą słońce. Dawać z siebie drobne oznaki życzliwości, cieszyć się radością innych. Pokazać rodzinie chorego, że wszystko ma swój cel, swoje miejsce. Pomóc zrozumieć, że starość to coś naturalnego, że wiemy, że nadejdzie, że może też tacy będziemy. Wyrozumiałość, ciepło, uśmiech i szczera sympatia w stosunku do ludzi. Nie tylko do tych starych, schorowanych, zaplątanych w dziwnym świecie demencji. Po prostu do ludzi. Cała Ona.

 

Zadzwoniła, że trochę boli ją brzuch i nie bardzo może jeść. Niby nic nie bolało, ale codziennie się ważyła. Schudła 8 kilogramów w 7 tygodni. To trochę za dużo, zwłaszcza jeżeli nie stosuje się żadnej diety. Z Niemiec pojechała prosto do szpitala w Polsce. Walczyła, walczyła ponad rok czasu – ona i jej rodzina. Leczenie szpitalne i to dodatkowe, dające ludziom nadzieję, że może jest coś, o czym nie wie tradycyjna medycyna. Była w lipcu tego roku w firmie. Pomimo upału w czapeczce. Ślicznie wyglądała, jak zawsze. Troszkę za bardzo schudła, czapeczka ukrywała meszek włosów odrastających nieśmiało po chemioterapii, ale promieniała tym szczególnym pięknem dobrych ludzi. Nie, nie miała planów. Mówiła, że czuje, że starość nie jest dla niej. Martwiła się o swoich bliskich. Jak zawsze, jak większość tych, którzy poświęcają się na co dzień innym, nie myślała o sobie.

 

Pamiętam, jak kiedyś przyjechała z Niemiec. Lato, a Ona w... kaloszach. Tak bardzo jej się podobały, widać było, że się z nich autentycznie cieszy. Eleganckich i koszmarnie drogich – moda na luksusowe kalosze dopiero się zaczynała. Pomyślałam sobie – tak ciężko pracuje, a kupuje takie drogie i niepotrzebne rzeczy. I jednocześnie pozazdrościłam – wyglądała jak z bajki i była szczęśliwa. Dając tyle od siebie innym potrafiła zrobić też coś dla siebie. I potrafiła się cieszyć z tego, że ma pracę w której widziała, że oddanie cząstki własnego optymizmu pomagało zyskać radość. Radość z tego, że jeszcze jesteśmy młodzi, zdrowi, że ważne są tylko chwile. Powiedziała, że wie, że te kalosze to szaleństwo, impuls, ale spełniając marzenia innych może tez zrobić coś dla siebie. Po to się pracuje – nie można zapomnieć o sobie.

 

W trudnych chwilach nie mogła wymarzyć sobie lepszego wsparcia – mąż, również opiekun. Razem przez 40 lat. Pełne zaufanie, pomoc i spokój, że gdyby coś, że jeżeli coś się jednak nie uda to.... To jak on sobie poradzi? Nie miała nigdy czasu żeby myśleć o sobie, tak bardzo troszczyła się o innych.

 

W sobotę, 26 sierpnia 2017 roku okazało się, że starość jest przywilejem. I nie wiem, i nigdy nie zrozumiem, dlaczego taki dobry człowiek jak M. na ten przywilej sobie nie zasłużyła.

 

Liczę na to, że kiedyś spotkamy się w tym innym świecie i ktoś mi to wyjaśni.

 

Dorota Lewandowska

 

 

Używamy cookies

Używamy plików cookies aby ułatwić Ci korzystanie z naszych stron www, do celów statystycznych oraz reklamowych. Jeśli nie blokujesz tych plików, to zgadzasz się na ich użycie oraz zapisanie w pamięci Twojego urządzenia. Pamiętaj, że możesz samodzielnie zmienić ustawienia przeglądarki tak, aby zablokować zapisywanie plików cookies. Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności.