Dużo pisze się i mówi o eurosierotach – dzieciach, których jeden lub oboje rodziców wyjeżdża do pracy za granicą. A co z …. mężem opiekunki? Nikt o nich nie pisze. Nikt o nich nie mówi. Zostają sami w domu co 2-3 miesiące. Użalają się nad sobą czy są dumni z tego, że mają zaradne żony? Jak praca w opiece w Niemczech jest oceniana przez mężów opiekunek? Jaki wpływ na tradycyjny podział ról w rodzinie – mężczyzna zarabia, kobieta prowadzi (własny) dom i opiekuje się dziećmi no i tym największym dzieckiem , mężem – ma praca w opiece za granicą na relacje małżeńskie? Jak mężowie opiekunek radzą sobie w czasie gdy żona pracuje przez kilkanaście tygodni pod rząd w opiece w Niemczech?
Na ten temat rozmawialiśmy z mężami kilku opiekunek. Różne małżeństwa, różne problemy – zachęcamy do przeczytania pierwszej wypowiedzi małżonka opiekunki osób starszych.
Zarobki męża nie wystarczają. Żona wyjeżdża do pracy w opiece w Niemczech od 4 lat, jesteśmy w tym samym wieku. Jak jest w domu bez mojej żony? Na początku to był koszmar. Jestem na rencie inwalidzkiej właśnie od 4 lat, zachorowałem na serce. Żona nigdy nie pracowała, najpierw były dzieci, potem było trudno o pracę. Zarabiałem w miarę dobrze, dopóki byłem aktywny zawodowo, miałem dużo pracy na zlecenie. Wiodło nam się całkiem dobrze, nie było kłopotu z pieniędzmi. Niestety ja przestałem zarabiać i trzeba było szukać innego pomysłu na pieniądze na utrzymanie domu. Renta nie wystarczała. Wyszło na to, że żona musi wyjechać, w kraju nie było szans na pracę dla niej. Najpierw pojechała na ogórki do Holandii ale uciekła stamtąd po tygodniu, nie dawała rady, za ciężka fizycznie praca. Wybrała potem Niemcy, opieka nad osobami starszymi. I wyjechała od razu na całe 3 miesiące jako opiekunka. Co się u mnie zmieniło? Cały dom stał się moim wrogiem, mówię poważnie. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, ile rzeczy o których nie miałem pojęcia, załatwiała żona. Ot, szedł człowiek do pracy, wracał, obiad był, wyprane było, wyprasowane było. Trzeba coś było naprawić, pomalować, zrobić remont, wytrzepać dywany to robiłem. A jak żona wyjechała to cokolwiek chciałem zrobić z tego co ona codziennie robiła, to czułem się we własnym domu jak, no jakbym był neandertalczykiem przerzuconym w czasie.
Proste z pozoru rzeczy były dla mnie tak samo trudne i wymagające przebycia ciężkiej drogi jak dla Kolumba odkrycie Ameryki! Obiad – niby żona zostawiła pozamrażane w pudełeczkach jedzenie na parę dni. Wydaje się, że to takie proste – odgrzać tylko, ugotować do tego jakieś ziemniaczki. Pamiętam do dziś, ile razy musiałem zadzwonić do żony, żeby się dowiedzieć jak się gotuje ziemniaki. Poważnie mówię. Obrać obrałem, i co dalej? Są mężczyźni, który chętnie gotują ale ja się tym nigdy nie interesowałem. Otwieram szafkę a tam 10 garnków. Który wziąć? Dzwonię do żony – najlepiej ten trzeci od lewej. Za chwilę znowu miałem dylemat. Włożyć ziemniaki do zimnej wody czy do gorącej? Dzwonię do żony. Ile nasypać soli? Dzwonię do żony. Jak długo gotować? Dzwonię do żony. Za chwilę żona dzwoni do mnie, czy przykryłem ganek pokrywką. Oczywiście, że nie przykryłem, nie wiedziałem o tym. Jestem pewien, że moja żona to doskonały wzór opiekunki dla chorych na otępienie starcze. Chociaż ja jestem zdrowy …
I tak było z każdą rzeczą. Cokolwiek chciałem zrobić, coś co moja żona wykonywała z taką łatwością, miałem setki wątpliwości. Odkurzacz – nie ciągnął, myślałem, że się popsuł. Żona mówi – wymień worek. Dobrze, że nie kupiłem nowego! Ale gdzie są te worki? Pralka – obiecuję, że już nigdy nie będę opowiadał kawałów o kobiecych umiejętnościach, a raczej ich braku w zakresie obsługi pilota do telewizora. Niby proste – białe od kolorów oddzielić, to potrafi chyba każdy. Ale które są do prania na 40 a które na 60 stopni? Ale ile proszku? Którego proszku? Do której przegródki? Jaki program wybrać? Co można wirować a co nie? Skarpety – obojętnie jak bardzo się starałem zawsze zostawała na suszarce jakaś „sierota” bez pary. Siedzę, oglądam sobie mecz w telewizji i myślę, że muszę iść do okulisty po silniejsze okulary. Podszedłem bliżej do telewizora, żeby zobaczyć z jakiej odległości najwyraźniej widzę. Coś mnie tknęło, nie wiem dlaczego, przejechałem palcem po ekranie. Palec – szary od kurzu a w tym przetartym miejscu jakby ostrość wzroku wróciła. Trzeba umyć. Ha, ale jak? Wytrzeć szmatką na sucho? A może trzeba jakimś płynem? I tak na okrągło. Nawet jak za przeproszeniem na ubikacji siedziałem i papier toaletowy na stojaku się skończył, sięgnąłem na siedząco do szafki, tam gdzie zwykle a tam – pusto! Człowiek zdaje sobie w takich momentach sprawę z tego, na czym polega praca opiekunki – dba o rzeczy z pozoru oczywiste, które zauważamy dopiero gdy ich nie ma. Trudne zadanie.
Tylko z prasowaniem nie miałem problemów, nigdy się żonie nie przyznałem a moja mama zmarła zanim się ożeniłem – jako dziecko bardzo lubiłem prasować, mama mnie nauczyła i prasuję chyba nawet dokładniej niż żona. Ten pierwszy wyjazd żony to była dla mnie szkoła przetrwania, mój własny dom stał się dla mnie wrogiem, tak jak wspomniałem wcześniej. Wystarczyła chwila nieuwagi a ze zlewu w kuchni wyrastały stosy naczyń do umycia. Przed przyjazdem żony po tej jej pierwszej pracy w opiece w Niemczech, poprosiłem siostrzenicę żeby przyjechała i kobiecym wzrokiem ogarnęła co jest najważniejsze do zrobienia w domu i pomogła mi. Dwa dni sprzątała … Teraz po 4 latach jest już oczywiście inaczej, jest mi łatwiej, nauczyłem się wielu rzeczy. Polubiłem nawet gotowanie. Żona chwali wszystko co ugotuję chociaż nie jestem pewien czy chwali dlatego, że jest rzeczywiście smaczne, czy dlatego, że docenia moje starania. To tyle o obowiązkach, które przejąłem. Codzienne obowiązki, takie zwykłe z pozoru domowe prace, tego można się nauczyć i nauczyłem się, przyzwyczaiłem się do tego, że papier toaletowy trzeba kupić, on nie pojawia się sam z siebie w szafce w łazience i wiele innych rzeczy też trzeba zrobić. Nie mogę jednak nadal przyzwyczaić się do tego, że żony po prostu nie ma w domu, przy mnie. Zawsze byliśmy razem. Czasami ja gdzieś służbowo na 2-3 dni wyjechałem, czasami ona do swojej przyjaciółki na kilka dni wyskoczyła.
Przez te ponad 38 lat małżeństwa osobno spędziliśmy w sumie może z 4-5 miesięcy. I teraz, po tych wszystkich latach budzę się rano sam, cały dzień wszystko robię sam, wieczorem kładę się do łóżka sam. W niedzielę do kościoła idę sam, po kościele idę do cukierni po ciastko sam, przychodzę do domu i zjadam je sam, na spacer idę sam. Rozmawiamy z żoną przez telefon, od czasu do czasu przyjedzie córka z wnukiem, zajrzy moja siostra z córką, ktoś znajomy. Ale to nie jest to samo. Specjalnie nie mówię nic o uczuciach bo o uczuciach rozmawiam tylko z żoną, kiedy w końcu już jesteśmy razem. I myślę, ciągle myślę o tym dlaczego tak się stało, że teraz, kiedy jesteśmy oboje z żoną w takim wieku, kiedy niemieccy emeryci zwiedzają sobie świat nas ten świat rozdziela. Czy w tych jej wyjazdach do pracy opiekunki chodzi tylko o pieniądze? Żona cieszy się tą pracą, cieszy ją, że zarabia. I nie martwię się tym, że to nie ja zarabiam, że żona zarabia tyle samo co ja wcześniej zarabiałem. Kiedy żona wraca do domu, zmęczona ale ożywiona, opowiada co widziała, co przeżyła, co ją cieszyło w pracy w opiece a co martwiło. Martwię się, że ona to lubi. O to jestem najbardziej zazdrosny i o tym ciągle myślę. Zawsze myślałem, że żona jest szczęśliwa, że może zajmować się domem, dziećmi no i mną. Czy była? Nie zapytam jej o to, lepiej nie wiedzieć. Z moją pracą wyszło jako wyszło, stanu zdrowia nikt nie przewidzi. Przyzwyczaiłem się do wyjazdów żony i po prostu czekam, kiedy ona wróci z pracy. W końcu ona czekała cierpliwie na moje powroty z pracy codziennie przez 38 lat.
Wysłuchała i zredagowała: www.arbeitlandia.eu
Używamy cookies