Zdarza się to często – tracimy miejsca pracy w opiece, bo ktoś „idzie do Heimu”. Dom opieki po niemiecku to Pflegeheim. W skrócie mówi się jednak Heim. Heim może oznaczać także własny dom, własne mieszkanie, ale również dom wypoczynkowy, poprawczak, akademik czy przytułek. Oto kilka prawdziwych historii, dlaczego nasi podopieczni trafiają do Heimu.
Rita ze Stuttgartu była mądra. Starannie zaplanowała swoją starość, zgromadziła środki finansowe na opiekę, znalazła sympatyczne i dobre opiekunki z Polski. Nie przewidziała tylko jednego, – że jej późna starość to będą żałosne demencyjne jęki po nocach. Nie dlatego, że coś bolało. Dlatego, że chory umysł tak chciał – krzyczeć, zawodzić, wołać „halo, halo”. Nie podobało się to jej sąsiadom. Wykazywali dużo zrozumienia, przychodzili, sprawdzali czy nie dzieje się jakaś krzywda, że babcia tak krzyczy. Młodzi ludzie potrzebowali wypoczynku po pracy.
Opiekunki osób starszych z Polski bardzo się starały – dbały o nią, miała świetną opiekę lekarską. Najlepsze leki nie pomagały na ukojenie zawodzenia, zwłaszcza w nocy. Kilka razy w nocy przyjechała policja i sąd wydał nakaz umieszczenia Rity w specjalistycznym ośrodku opiekuńczym, tzw. Heimie. Opiekunki nie mogły w tej sytuacji nic zrobić dla swojej podopiecznej. Tylko płakać. Dwie opiekunki, które pracowały na zmianę u Rity 6 lat, nie mogą się z tym pogodzić. Obiecały jej, kiedy jeszcze był z nią dobry kontakt, że zostaną z nią do końca jej dni. I taki był plan Rity – umrzeć we własnym łóżku. Nie udało się, zmarła w „hajmie” kilka tygodni po decyzji sądu. Samiuteńka, bez nikogo znanego koło siebie. Pozostaje mieć nadzieję, że tak bardzo żyła już w swoim wewnętrznym świecie, że nie wiedziała, gdzie jest. I tyle o Ricie.
Gerarda z Dortmundu zawiodła córka. Historia tak banalna, że aż nie chce się o niej pisać. Opiekunki z Polski były dla niej zbyt absorbujące. Ciągle dzwoniły, domagały się czegoś dla taty, nie, ona nie miała czasu na to. Ona była zajęta swoją wielką inwestycją. Ten typ człowieka, który próbuje wszystko załatwić pieniędzmi. Po to wynajęła ludzi, żeby nie zajmować się osobiście ojcem. Niestety w wielu sytuacjach opiekunkom osób starszych i ich podopiecznym potrzebne jest jednak wsparcie rodziny niemieckiej. Są decyzje, które pozostają w gestii bliskich. I jest tęsknota podopiecznego za najbliższą rodziną, pytania, dlaczego córka od tygodni nie przyjeżdża i nie dzwoni.
Dom opieki (Heim) stał się dla córki lepszym wyjściem. Tam nikt nie miał tak osobistego stosunku do pacjenta, żeby się martwić o to, czy rodzina się nim interesuje. Gerard na początku miał jeszcze telefon w pokoju i próbował sam dzwonić do córki. Potem dobrze znany staroświecki telefon stacjonarny zniknął, a on dostał na urodziny nowoczesnego smartfona. Oczywiście pocztą, córka nie miała czasu przyjechać. Pomimo życzliwej pomocy młodego niemieckiego opiekuna z Heimu, Gerard nie potrafił nauczyć się obsługi tego telefonu. Zamknął się w swoim świecie, złożonym z niego i telewizora. I to telewizor towarzyszył mu przy ostatnim oddechu.
Uschi (zdrobienie od niem. Ursula) z małego miasteczka pod Hamburgiem to całkiem inna historia. Bardzo jasny umysł, bez żadnych objawów zdziecinnienia starczego czy demencji. Tylko nogi jej nie słuchały – cierpiała na rzadkie schorzenie neurologiczne. Po kilku próbach współpracy z opiekunkami osób starszych z Polski i Bułgarii, sama zdecydowała o przeprowadzce do Heimu.
Jako podopieczna o zdrowym umyśle była bardzo nieszczęśliwa z opiekunkami. Myślała, że to będzie tak, że przyjedzie do niej do pracy ktoś, kto będzie jej pomagał w tym, czego sama nie może. Pomagał czyli według niej robił to o co ona poprosi. Jej wyobrażenia szybko runęły w gruzach. Nie mogła wstawać o tej godzinie, kiedy chciała – musiała się dostosować do rytmu danej opiekunki. Jedna wolała wstawać o 6 rano, a inna o 8. A ona, Uschi całe życie marzyła o tym, żeby wstawać i kłaść się spać wtedy, kiedy jej się zachce. Nie na określoną godzinę, nie pod obowiązki, tylko po własne życzenia. Mówi, że od dziecka musiała wstawać – tak jak większość z nas – na dzwonek. Do szkoły, do pracy. I teraz na starość znowu musiała dopasować się do „dzwonka”. Tyle tylko, że ten dzwonek ustawiali jej pracownicy. To samo było z wyborem jedzenia, z określeniem, o której ma spać, kiedy ma wyjść na spacer itp. itd.
Powiedziała sobie – czym w takim razie różni się dom opieki (Heim) od mojego własnego domu? O niczym nie mogę decydować, muszę poddać się prawie całkiem woli osób, od pomocy których jestem zależna. I przeniosła się do Heimu. O dziwo, czuje się tam bardzo dobrze. Ma swój pokój, swoje ulubione meble. Śpi, do której chce. Poznała nowych ludzi, nie ma problemu ze znalezieniem partnerów do swoich ulubionych gier planszowych, którzy grają z pasją, a nie z obowiązku. Tak, dla Uschi Heim był lepszym wyjściem niż zatrudnianie opiekunki osób starszych z Polski.
Franza z okolic Berlina do domu opieki (Heimu) wygnała choroba żony i rachunki. Nie mają dzieci, od 60 lat mają tylko siebie. I od kilku lat opiekunki osób starszych z Polski. Franz jest obłożnie chory, po wylewie stał się osobą leżącą i prawie bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Opiekowała się nim żona, oczywiście z pomocą Polek – opiekunek i niemieckich służb medycznych. Żona bardzo dbała o niego, cieszyła się z każdego przejawu prób kontaktu ze strony Franza – czasami lekko ścisnął jej dłoń, a kiedy nie spał i ją widział, w jego oczach pojawiała się iskierka rozpoznania. Tylko ktoś, kto przeżył tyle wspólnych, dobrych lat wie, jakie to ważne. Dla obu stron. W końcu małżeństwem jest się na dobre i na złe. I jeszcze jedno powiedzenie – nieszczęścia chodzą parami. Żona spadła ze schodka tak nieszczęśliwie, że złamała szyjkę kości udowej. Sama stała się podopieczną zależną od pomocy innych.
Okazało się, że nie stać ich finansowo na opiekę w domu. Niemieckie służby medyczne do dwóch osób, do tego opiekunka z Polski, która po prostu nie dawała sobie rady. Na następną opiekunkę nie było ich stać. Żonę zabrała do siebie daleka kuzynka. Otoczyła ją naprawdę dobrą opieką, w zamian za darowiznę domu. Dom został na razie wynajęty i przychody z najmu pomagają w finansowaniu opieki (Heimu) dla Franza. Kuzynka i żona odwiedzają go codziennie. Ma w Heimie naprawdę profesjonalną i staranną pod każdym względem opieką. Tylko żona nie może już złapać tych iskierek w oczach…
Jest jeszcze inne powiedzenie: starość się Panu Bogu nie udała…
Używamy cookies