Babskie pogaduchy przy kawie. Opiekunki osób starszych w Niemczech. Ktoś gdzieś tam policzył, że statystyczna opiekunka ma 59 lat. Zakładamy, że ta statystyczna opiekunka urodziła pierwsze dziecko, kiedy miała 23 lata. Dziecko tej opiekunki ma więc prawdopodobnie już swoje dziecko, ukochanego wnusia – wnusię naszej opiekunki. I tu właśnie zaczyna się pojawiać ten rozdźwięk – w Polsce opiekunka widziana jest w tym momencie już jako starsza pani, babcia a w Niemczech – kobieta w kwiecie wieku!
Nasi goście na kawie to trzy opiekunki osób starszych:
Wszystkie panie zadbane, dobrze uczesane, zrobione paznokcie, ładny makijaż, wyglądają po prostu atrakcyjnie, modnie i elegancko.
Janka – pierwsze dziecko urodziłam jak miałam 20 lat. Potem przyszło drugie, trzecie i właściwie prawie całe życie byłam zajęta dbaniem o nie. W opiece w Niemczech pracuję od 7 lat. Odchowałam moje skarby, poświęciłam się całkowicie im, mężowi, prowadzeniu domu. Ale zaniedbałam siebie i w którymś momencie okazało się, że dzieciom nie jestem już tak bardzo potrzebna bo poszły na studia do innego miasta a mąż znalazł sobie panią, która poświęcała codziennie na dbanie o siebie więcej czasu, niż ja przez 25 lat naszego małżeństwa. Wyjechałam do pracy w opiece do Niemiec, żeby uciec przed poczuciem, że jestem nikomu niepotrzebna. Chciałam też pomóc dzieciom. W Polsce pracowałam w sumie może przez 7-8 lat, trochę w fabryce, raz w biurze, trochę w sklepie. Kiedy jechałam po raz pierwszy do pracy do opieki w Niemczech byłam po 50-tce. Czułam się jak dostojna starsza pani, której życie prywatne się skończyło, obowiązki wobec dzieci zostały wypełnione, więc postanowiłam się poświęcić potrzebującym no i trochę wesprzeć finansowo dzieci. Moja pierwsza „babcia”, jak o niej myślałam przed wyjazdem, miała według informacji od pośrednika (przyznaję, że pojechałam wtedy jeden jedyny raz do pracy na czarno) 79 lat i świeżo wstawioną endoprotezę biodra. Nie zapomnę nigdy, naprawdę nigdy, swojego szoku na jej widok. Pomyślałam sobie, jaka babcia, to jest po prostu piękna kobieta! Nie wierzyłam, że ma tyle lat. Lekko przy kości ale zgrabna, ładnie ułożone włosy, makijaż, zrobione paznokcie, RÓŻOWY DRES z eleganckiego aksamitu, ładne ząbki, pachnąca dobrymi perfumami i do tego zestawu wiszące kolczyki z perełek. Poczułam się 10 lat starsza od niej i poczułam się też zła i zazdrosna. Pomyślałam oczywiście o mężu, który mnie zostawił dla podobnej damy, pomyślałam o swoich dżinsach z lumpeksu, o tym, że u fryzjera nie byłam pewnie od chrzcin moich wnuków. No i oczywiście ta nieznośna, przygnębiająca myśl – no tak, pewnie bogata a mnie na to nie stać. Nawet przez chwilę nie zastanowiłam się nad tym, że jest to kobieta starsza ode mnie o ponad 20 lat! Oceniłam ją jak zazdrosna nastolatka ocenia równolatkę!
Elza była moją pierwszą i najlepszą podopieczną. Nie była wcale bogata, jak na niemieckie warunki. Ciężko pracowała w swoim życiu – jako młoda dziewczyna jako służąca, potem wyszła za mąż i pomagała mężowi w prowadzeniu zakładu stolarskiego. Córki zatrudniły mnie, ponieważ Elza była sama w domu kiedy się przewróciła i złamała biodro i leżała na podłodze ponad 9 godzin, zanim ktoś przyszedł. Bała się od tej pory być sama w domu. To była niesamowita kobieta. Podkreślam – KOBIETA a nie BABCIA. Jej Mąż zginął w wypadku, kiedy miała 55 lat a od 65 roku życia miała przyjaciela (on 61 lat jak się poznali, bardzo miły i przystojny mężczyzna), mówiła na niego staroświecko „starającego” (niem. der Vereher). Mnie traktowała trochę jak… dziecko. Mnie, starszą, dostojną matronę!!! Mówiła „Jana, jesteś taka młoda” (Jana, Du bist so jung). Nauczyła mnie, że dbanie o siebie wcale dużo nie kosztuje a przede wszystkim, że jest potrzebne każdej kobiecie, bez względu na wiek. Przy niej nauczyłam się, że nie ma znaczenia w jakim jesteś wieku, znaczenie ma tylko to, że jesteś kobietą, bez względu na wiek masz prawo dbać o swój wygląd zewnętrzny i nawet jeżeli będziesz miała 100 lat i ochotę na różowe ciuszki, to nikomu nic do tego. Ważna jesteś tylko ty jako kobieta i Twoje samopoczucie. Na różowy dres nie odważyłam się nigdy ale zaczęłam chodzić systematycznie do fryzjera, z zarobionych u Elzy pieniędzy za jej radą odkładałam sobie trochę „na siebie”, reszta szła na dzieci. I po jakimś czasie okazało się (pracowałam u Elzy z krótkimi przerwami prawie dwa lata), że wymieniłam całą moją szarą, smutną garderobę na ładne, wygodne ubrania i buty. Możecie w to nie wierzyć ale jak szłyśmy z Elzą na spacer to czułam, po prostu czułam to wrażenie z młodości, że otoczenie – i mężczyźni i kobiety zwracają na nas pozytywną uwagę. Sąsiad Elzy, przesympatyczny wdowiec w moim wieku zaprosił mnie nawet kilka razy na kawę ale z mojej strony „nie zaiskrzyło”. W Niemczech zaczęłam się znowu czuć jak ktoś, kto ma jeszcze prawo do własnego życia a nie tylko życia życiem dzieci i wnuków. Mam nadzieję, że rozumiecie o co mi chodzi.
A w Polsce? Moje córki nie bardzo chcą zaakceptować zmian w moim wyglądzie. To znaczy niby się cieszą, że ładnie wyglądam ale chyba się boją, że mi „odbiło” na stare lata. Mówią nieraz, że np. jakaś bluzka to nie dla mnie, że to dla młodej dziewczyny albo, że nie wypada w moim wieku zakładać taaakich butów. Usłyszałam przypadkiem jak plotkują, że pewnie męża szukam. Nie potrafią przyjąć do wiadomości, że ich mama może chcieć – tak jak one – ładnie się ubrać, poprawić sobie samopoczucie kosmetykiem czy wizytą u fryzjera. Nie dlatego, że szukam męża, tylko dlatego, że chcę dobrze wyglądać dla samej siebie. To mi sprawia przyjemność. Nadal jestem przecież ich mamą, uwielbiam moje wnusie i zajmuję się nimi kiedy tylko zjeżdżam z opieki. Nadal pomagam im finansowo. I szczerze mówiąc mam dosyć słuchania ich uwag „mamo, w Twoim wieku to nie wypada”. W jakim wieku??? Na to, żeby zasuwać po 2-3 miesiące w Niemczech mój wiek jest dobry ale na to, żeby założyć coś ładnego, na co wcześniej nie było mnie stać, to jestem za stara???
Do zmiany w moim wyglądzie zewnętrznym ale też do samego faktu, że jestem czynna zawodowo, że zarabiam, też tak jakoś nieciekawie podchodzą moi znajomi. Mam takie serdeczne przyjaciółki, znamy się od dziecka. Jedna jest wieczną rencistką ale nikt nie wie, na co choruje. Cały czas w każdym bądź razie przesiaduje na ławce i narzeka. Druga na zasiłku przedemerytalnym nie daje sobie rady z nadmiarem czasu i towarzyszy jej w tych narzekaniach na wszystko i wszystkich. Że mało pieniędzy, że drogo, że gorąco, że zimno… Czuję, że patrzą na mnie trochę krzywo. I marudzą, że też mi się chce jeszcze pracować, że powinnam w domu z wnukami siedzieć a nie jeździć do obcych, że zamiast sobie tyle kupować to powinnam dać więcej dzieciom, że za stara jestem, żeby się zmieniać, że po co to wszystko, że ubrań do grobu nie zabiorę. A ja się jeszcze do grobu nie wybieram! W Polsce kobieta przed 60-tką powinna być zaniedbana, niezaradna, otoczona wianuszkiem wnuków i czekająca na kostuchę???
Lidka – zawsze dbałam o siebie, jeżeli chodzi o wygląd, dobrze szyję, miałam kiedyś nawet zakład krawiecki i praca w opiece nie zmieniła mojego wyglądu. Ale zgadzam się z tym, że może przez to, że nasi podopieczni są tak dużo od nas starsi, zmieniłam pozytywnie własną ocenę. Jak przyszła 40-tka to jeszcze nie czułam, że wchodzę w inne pokolenie, w to pokolenie starszych ludzi. Jeszcze w wieku 48 lat miałam pracę w Polsce, u siebie w mieście i przeżyłam szok, kiedy sekretarka tłumaczyła nowej dziewczynie, że jak coś tam zrobi, to ma to zanieść do Pani Lidki i opisała mnie „taka starsza babeczka”. Przestraszyłam się wtedy, że niepostrzeżenie przekroczyłam tą barierę, kiedy nie jesteś już tą Panią Lidką z czarnymi włosami czy Panią Lidką niską brunetką tylko właśnie „starszą babeczką”. Potem firma padła a ja coraz bardziej przekonywałam się o tym, że mając równo 50 lat, jestem po drugiej stronie lustra. Szukając nowej pracy zorientowałam się, że jestem w specyficznej grupie społecznej zwanej 50 Plus, grupie otoczonej specyficzną troską programów unijnych, szkoleń, dziwnych przekwalifikowań, które utwierdzały mnie coraz bardziej w przekonaniu, że jestem stara. Do tego doszły jakieś zmiany hormonalne związane z menopauzą i prawie już w tą swoją starość w tym naszym kochanym kraju uwierzyłam. Nikt mnie nie chciał przyjąć do pracy, byłam za stara. Stara, stara, stara. Oczywiście nikt tego nie mówił wprost, są przecież eufemizmy, takie jak właśnie 50Plus, kobieta dojrzała. Przestałam o siebie dbać, przestałam robić rzeczy, które lubię, bo w moim wieku nie wypada. Dopiero mąż z córką mną trochę potrząsnęli. Męża mam wspaniałego, zresztą zarabia na tyle, że spokojnie utrzymałby nas oboje. Namówili mnie do szukania pracy za granicą. Córka jak to młode pokolenie szybko zorientowała się w internecie, że takie „stare kobiety” jak ja są na wagę złota na rynku opieki nad osobami starszymi i w Niemczech, i we Włoszech i w Wielkiej Brytanii.
I faktycznie wyjazd do opieki do Niemiec przywrócił mi rozsądek. Pierwsze osoby, którymi się opiekowałam to było małżeństwo, oboje po 80-tce, największe problemy mieli ze wzrokiem i dlatego byłam tam potrzebna. Ludzie starsi ode mnie o 30 lat mieli w sobie więcej życia niż ja. Lubili wspominać i z ich wspomnień zorientowałam się, że najlepiej spędzili czas po 60-tce! I tak jak powiedziała Janka, oni traktowali mnie jak młodą osobę, przed którą jest jeszcze długi i wspaniałe życie. I tak się znowu zaczęłam czuć. Mam cały czas świadomość tego, że nie jestem nastolatką ale nie wszystko się dla mnie skończyło! Przynajmniej tu, w Niemczech. W Niemczech mogę spokojnie iść sama do kawiarni czy nawet na piwo i nikt nie powie, że w moim wieku to nie wypada. Nikt nie krytykuje nikogo za styl ubierania. Masz 70 lat i ochotę na kolczyk w nosie? Nie liczy się w tym momencie to „70 lat”, liczy się to, że masz ochotę mieć kolczyk w nosie. I to jest właśnie moim zdaniem ta różnica, że w Niemczech czuję młodsza.
Henia – według mnie to właśnie wiek naszych podopiecznych daje nam, opiekunkom osób starszych inne spojrzenie na kwestie związane ze stwierdzenie, że ktoś jest stary. I to, że możemy pracować i mamy poczucie, że znajdujemy się w zupełnie inne pozycji życiowej, pomimo swoich lat. Moje wnuczki tak samo jak córki Janki krzywią się, kiedy mam coś nowego do ubrania. Widzę, że nie podoba im się też, że mam przyjaciela, bo dla nich jestem za stara na życie. Niemieckie społeczeństwo zupełnie inaczej podchodzi do tego. Pewnie, są bogatsi finansowo ale są też mimo tego bogatsi jeżeli chodzi o horyzont spojrzenia na człowieka. Jesteś atrakcyjny tak długo jak się tak czujesz. Jestem od wielu lat wdową, miałam dobrego męża. I jestem przyzwyczajona do obecności drugiej osoby w domu. Dzieci są na swoim, wnuczki wpadną raz na jakiś czas, zwłaszcza jak wracam z pracy, żeby odebrać prezenty i kieszonkowe. A co mam robić wtedy kiedy jestem sama, kiedy oni są zajęci swoimi sprawami? Cerowanie skarpet i robienie na drutach kiedyś może było potrzebnym zajęciem i wypełniało czas kobiet w moim wieku. Teraz są trochę inne czasy. Stereotyp babci jako schludnej ale bezbarwnej starowinki żyjącej tylko sprawami innych, poświęcającej każdą minute i każdy grosz na czynienie dobra i rzeczy pożytecznych na Zachodzie już przebrzmiał, u nas jest ciągle żywy. Nie zawsze czuję się dobrze w Polsce, widzę nieraz takie zaskoczone spojrzenia, że taka stara baba a w makijażu, dżinsach i bucikach na obcasie. Kiedy wyjeżdżam do pracy do Niemiec mój wygląd nie jest niczym dziwnym czy odmiennym i naprawdę tam czuję się młodsza.
Nie jestem złą babcią i matką – pomogłam wychować każdą wnuczkę do 3 roku życia. Robię soki i zaprawy, pracowicie kleję uwielbiane przez rodzinę pierogi, piekę ciasta. Tyle tylko, że mam tipsy, podciągałam sobie powieki, lubię dużą biżuterię i mam chłopaka...
Używamy cookies