Dylematyczne obowiązki opiekunek pojawiają się w pracy w opiece sezonowo, np. odśnieżanie. W tej chwili mamy specyficzną porę roku – lato. Opiekunkom w Niemczech w niektórych miejscach pracy stawia się za zadanie przerobienie na domowe przetwory (niem. das Eingemachtes, das Hauseingemachtes) jabłek, śliwek, brzoskwiń, pomidorów, fasolki i innych specjałów pochodzących z przydomowych ogródków lub zakupionych od zaprzyjaźnionego „bauera”.
Ocena, czy robienie z czegoś przetworów na zimę (niem. für den Winter einmachen), jest jak wiele obowiązków w tej branży różnorodna i zależna od wielu czynników. Przede wszystkim my opiekunki z Polski jesteśmy bardzo różne. Jedne z nas chętnie i z pasją oddają się takim tradycyjnym zadaniom z zakresu gospodarstwa domowego. Inne wcale nie lubią tego robić, a jeszcze inne opiekunki nie potrafią. A jeszcze inne nie chcą po prostu robić zapasów, z których nie skorzystają.
Do tego dochodzi oczywiście również ocena ile czasu zajmuje nam wypełnienie obowiązków związanych ściśle z czynnościami opiekuńczymi. Obieranie jabłek, wypestkowanie śliwek czy wiśni jest co prawda dobrym elementem terapii zajęciowej dla osób starszych, niemniej … Niemniej jednak wymaganie od opiekunek osób starszych przetworzenia wielu kilogramów owoców i warzyw na najpyszniejsze nawet przetwory budzi spore wątpliwości wśród samych opiekunek.
Nie ma recepty jednej dla wszystkich, czy są to dylematyczne obowiązki opiekunek osób starszych. Niektóre opiekunki wolą spędzać czas przy smażeniu powideł a inne poczytać sobie w tym czasie książkę albo zagrać z podopiecznym w grę planszową. Jedno wydaje się być pewne – to powinien być wolny wybór!
Janka 48 lat – jeżdżę do pracy w opiece do Niemiec tylko na wakacje, jest to dla mnie praca sezonowa, ponieważ mam stałą pracę w szkole, w administracji. Rodzina do której przyjeżdżam od 3 lat potrzebuje mnie do pracy na zastępstwo za opiekunkę, która pracuje tam przez większość część roku. Z mojego punktu widzenia robienie przetworów to są dylematyczne obowiązki opiekunek.
Moja podopieczna i jej dzieci mieszkają na wsi, mają za domem całkiem duży sad, głównie jabłonie. W pierwszym roku oczekiwali ode mnie, że codziennie będę zbierała jabłka, które spadły i przerobię je na mus jabłkowy na zimę. To było tak na oko codziennie około 20-30 kg jabłek! Nie widziałam najmniejszego powodu do tego, żebym miała męczyć się z pracami z których efektów nawet nie skorzystam i tak im powiedziałam.
Opiekować się ich mamą, potem biegać po naprawdę dużym ogrodzie, schylać się i targać ciężki kosz z owocami i jeszcze to przerobić. A przecież przy starszej pani, na wózku, z silną demencją, ze specjalną dietą, z pieluszkami i dźwiganiem jest co robić. Trochę byli skwaszeni ale już w następnych latach nie było mowy o przerabianiu jabłek.
W tym roku dostali od kogoś zieloną fasolkę, dwie skrzynki. Moja podopieczna była w szpitalu, nikt nie mówił, że mam pomagać ale jak synowa usiadła przy tym w kuchni, uznałam, że powinnam pomóc. Odcinałam końcówki i kroiłam na kawałki a synowa blanszowała i pakowała potem do zamrażarki. Ale to wszystko do czego się przyłożyłam z przetworów.
Te jabłka, które spadną, przerabiają sami a te ze zbiorów, które nie nadają się do przechowania na zimę zaprawia moja zmienniczka Genia. Jej sprawa, mówiłam jej, że nie powinna się zgadzać bo tego jest naprawdę mnóstwo a ona dosyć się umęczy przy babci.
U mnie w domu w Polsce tradycja robienia przetworów na zimę skończyła się na mojej babci. Moja mama już nie robiła i ja właściwie nawet nie potrafię robić przetworów. I nie chcę się tego uczyć, można wszystko kupić.
Monika 47 lat – dla mnie to nie są żadne dylematyczne obowiązki opiekunek. Uwielbiam, jak to się mówi „zamykać lato w słoikach”. Uczyłam się właściwie sama, moja rodzina od pokoleń mieszkała w dużym mieście i nie przypominam sobie ani mamy ani żadnej z moich babć smażącej konfitury czy zaprawiającej ogórki. Ze mną jest inaczej. Nieważne czy jestem w Polsce czy w Niemczech lubię taką pracę.
Pani którą się opiekuję od 4 lat jest po wylewie, ma nie do końca sprawną lewą rękę ale zawsze chętnie mi pomaga. Robimy nieśmiertelny mus jabłkowy, który uwielbiają chyba wszyscy Niemcy. Zaprawiamy paprykę, robimy soki pomidorowe a jak pogoda na to pozwoli to suszymy też pomidory na słońcu, tak jak to się robi we Włoszech i potem je zamrażamy.
Moja podopieczna ma wspaniały zbiór przepisów na różne mało u nas znane przysmaki jak np. solony czosnek niedźwiedzi, ogóreczki w miodzie i ostrej papryce, surowe wiśnie zalakowane w butelkach (jeszcze w styczniu smakują jak świeżo zerwane z drzewa), sałatka z marchewki, ogórków i cebuli w occie, śliwki węgierki w zalewie winnej, skorzonera jak szparagi i różne inne specjały.
Jest przy tym sporo pracy, przyznaję jednak, że przynajmniej szybciej upływa mi czas. Nie ukrywam, że robię też dla siebie. Kiedy kończę pracę w Niemczech i jadę odetchnąć do domu, przyjeżdża po mnie syn samochodem i zawsze mogę zabrać do domu trochę tych gotowych cudeniek. Sprawia mi też sporo satysfakcji, kiedy zimą do „mojej” babci przyjadą na urodziny (babcia jest z lutego) czy na weekend dzieci z wnukami. I mogę się pochwalić zrobieniem rogalików drożdżowych z nadzieniem z domowej konfitury z malin albo podać do obiadu jakąś fajną sałatkę ze słoika.
Cieszę się, kiedy jestem wiosną w pracy w Niemczech a mój syn zadzwoni. I mówi rozradowany, że jeszcze gdzieś w czeluściach piwnicy znalazł osamotniony słoiczek dżemu z truskawek, zrobił sobie naleśniki i były pyszne. Ale rozumiem dziewczyny, które nie lubią i nie chcą tego robić. Myślę, że gdybym miała więcej obowiązków związanych z opieką, pomimo tego, że lubię to robić, pewnie nie byłabym taka chętna do robienia zapraw.
Barbara 59 lat – szczerze mówiąc praca w opiece w Niemczech zaskakiwała mnie nie raz różnymi wymaganiami co do moich obowiązków ale w mojej 6-letniej karierze w pracy opiekunki osób starszych nie byłam w żadnym domu, gdzie robiono by zaprawy na zimę i nikt nigdy ode mnie tego nie wymagał.
Moim zdaniem to są faktycznie dylematyczne obowiązki opiekunki opiekunki. Nie każdy to potrafi. I nie zawsze ilość obowiązków opiekuńczych na to pozwala.
Parę razy jadąc do pracy do Niemiec przywoziłam z domu swoje grzybki w occie (to jedyne zaprawy, które robię, z czystego łakomstwa – bardzo lubię grzybki w occie a kupne są potwornie drogie) to znikały z salaterki błyskawicznie w każdym domu, w którym byłam.
Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby oczekiwano ode mnie przerobienia kilogramów śliwek czy jabłek na przetwory na zimę, nawet się nad tym do tej pory nie zastanawiałam. Raczej bym odmówiła, nie potrafię tego robić.
Zresztą przypominam sobie, że w jednym domu w piwnicy stały powidła i kompoty zrobione przez żonę mojego podopiecznego (nie żyła od 5 lat!) i nikt z rodziny starszego pana ani on sam nie upominali się o to, kupowało się gotowe dżemy ze sklepu. Nie wszyscy są chyba wielbicielami domowych przetworów. To jest pewnie zdrowsze jedzenie niż to, które kupujemy w sklepie. Jednak własnoręczne przygotowywanie żywności na zimę nie jest już taką koniecznością jak kiedyś. Nie, raczej nie zgodziłabym się na takie dylematyczne obowiązki opiekunek. Nie na tym ma polegać praca.
Miłka 58 lat – dżemiki, powidełka, kapustkę kiszoną? A może jeszcze tańczyć, śpiewać i grać na harmonijce??? To nie są dylematyczne obowiązki opiekunek, to skandal. Niemcy stanowczo przesadzają w wymaganiach w stosunku do pracy opiekunek osób starszych. Jak zaczynałam pracę w opiece, to było jakoś tak we wrześniu 5 lat temu to byłam jeszcze głupia. I zrobiłam mus jabłkowy na zimę dla babci no i dla siebie.
Wiadomo, że Niemcy krzywo patrzą jak opiekunki kupują dla siebie świeże owoce i warzywa. Nikt mi nie kazał, owoce dostałam od sąsiadki, miałam czas. Przyjechał syn z tymi swoimi rozpuszczonymi córuniami i wszystko przy wyjeździe zabrali. Bo za darmo owoce były… Nawet nie pomyśleli o matce, nawet nie pomyśleli o tej robocie, którą zrobiłam, nie było czy możemy albo dziękuję. Zwinęli i już.
A potem się dziwili przy sprawdzaniu rachunków na dom, że tyle wydawałam na owoce zimą. Od tej pory nawet mi brew nie drgnie, kiedy moi niemieccy pracodawcy czy ich dzieci coś tam przebąkują. A to że w ogrodzie się jabłka marnują albo, że u sąsiadów można bardzo tanio śliwki na powidła kupić. Udaję idiotkę i mówię, jak to dobrze, że wszystko teraz można w sklepie kupić i nie trzeba się samemu męczyć z zaprawami!
Jedna z opiekunek w tym samym mieście gdzie ostatnio pracowałam, spadła z drabiny przy zrywaniu wiśni i złamała nogę. Nie jestem już młoda i nie będę ryzykowała utratą zdrowia. W domu? U siebie w domu zaprawiam tylko ogórki na zimę i trochę grzybków w occie robię. Kiedyś więcej robiłam ale nikt nie chciał tego jeść, wolą gotowe ze sklepu. I ja też.
Sławka 55 lat – jak trzeba, jak zostanę o to poproszona albo jest taki obyczaj w domu w Niemczech, w którym akurat mam pracę to robię zaprawy. Tylko tyle, ile będzie potrzebne dla gospodarstwa domowego w którym w danym momencie pracuję. Nie dla córek, synów, wnuków i prawnuków. Nigdy nie przerabiam całych ton owoców czy warzyw. Nie są to jednak dla mnie dylematyczne obowiązki opiekunek. Nie pasuje mi tu słowo „obowiązek”.
Jeżeli mogę coś okazyjnie kupić albo rośnie w ogrodzie przy domu i przerobić na zapasy to szkoda byłoby zmarnować okazji. W sklepach jest coraz drożej, byle dżem czy jakaś sałatka kosztują zwłaszcza w Niemczech naprawdę sporo. Oczywiście cenę podbija napisanie, że coś jest bio.
Nie jest to moja pasja, wolę od czynności w gospodarstwie domowym zajmować się sprawami opiekuńczymi. Trafiam jednak nieraz na taką pracę gdzie właściwie moim zadaniem jest bardziej wspomaganie pani domu w tym, żeby dom funkcjonował tak jak wtedy, kiedy ona była sprawna. Jeżeli jest dla niej ważne zrobienie paru słoiczków dżemu dla siebie i na prezenty gwiazdkowe dla rodziny i sąsiadów, to dlaczego nie.
Pracowałam kiedyś u takiej prawdziwej pasjonatki przetworów domowych. Podopieczna jak była w pełni sprawna sama szyła nawet takie malutkie serwetki. Zakładało się je na pokrywki słoików i mocowało elegancką wstążeczką. Wyglądało to naprawdę pięknie. Trochę uciążliwe dla mnie było to, że pani właściwie o każdej porze roku miała pomysły na jakieś przetwory. Zimą konfitury z cytryn, dżem pomarańczowy ale dzięki temu szybciej zlatywał czas.
Na większości moich miejsc pracy, a zajmuję się opieką nad osobami starszymi w Niemczech ponad 10 lat, tylko kilka razy w domu robiono przetwory, zawsze symbolicznie, tak dla siebie. Częściej mrożono warzywa. Jestem jednak pewna, że gdybym miała sama przerabiać od rana do wieczora niesamowite ilości owoców i warzyw dla wielopokoleniowej rodziny niemieckiej, odmówiłabym. Grzecznie ale odmówiłabym.
Kiedy jestem w Polsce nie robię zasadniczo żadnych przetworów. Potrafię ale nie mam dla kogo. Dzieci wyemigrowały za pracą też do Niemiec a dla mniej samej po prostu mi się nie chce.
Używamy cookies