Pracujesz bardzo dużo, poświęcasz swoje życie i zainteresowania po to, aby poprawić los dzieci. Kiedy już nie możesz albo nie chcesz dłużej pracować, okazuje się, że nie masz gdzie wracać...
Barbara jest wdową od 20 lat, ma jedną córkę. Po przejściu na wcześniejszą emeryturę miała w sobie pełno energii. W jej małym mieszkanku pojawił się najpierw zięć, a potem śliczna wnusia. Młodzi chcieli się budować ale brakowało pieniędzy. Wyjechała. Przez pierwsze dwa lata przyjeżdżała do domu na 4 tygodnie w roku – co kwartał na kilka dni. Młodzi dostali kredyt, ona dołożyła swoje zarobki i budowa małego domku ruszyła pełną parą. Po roku młodzi mogli się wprowadzić na swoje. Niestety rata kredytu była coraz większa (frankowicze), brakowało pieniędzy na wyposażenie. Pojawił się kupiec na jej mieszkanko. Córka z zięciem go przyprowadzili. Pomyślała sobie – po co mi to mieszkanie, gdzie będę sama siedziała. I tak ciągle jestem w rozjazdach. Lepiej mi będzie na stare lata przy rodzinie. Sprzedała.
Następne cztery lata pracowała wciąż intensywnie, żeby im pomóc jak najszybciej spłacić kredyt. Zresztą lubi pracę ze starszymi osobami, odnalazła się w pracy w opiece, lepiej niż wcześniej w pracy urzędniczej. W międzyczasie przybyła jej jeszcze jedna wnuczka. Nie urodziła się całkiem zdrowa, trzeba było wydać dużo pieniędzy na prywatne leczenie, żeby dać małej szansę na normalne życie. Basia te pieniądze zarobiła. Nawet się nie zorientowała, kiedy przeleciało jej 11 lat pracy w opiece nad osobami starszymi w Niemczech. Z rzutkiej 55-latki stała się trochę już zmęczoną ciągłymi wyjazdami 66-latką. Postanowiła, że koniec z pracą. Emeryturę miała niezłą, cieszyła się na myśl, że będzie mogła w końcu pobyć w gronie rodzinnym. Tylko okazało się, że bliscy nie bardzo się cieszą z jej powrotu... Dom, który wybudowała córka z zięciem był nieduży. Jej powrót na stałe okazał się niewygodny. Parter domu zajmował salon połączony z kuchnią. Tam mieszkała, jak wpadała na kilka – kilkanaście dni do domu. Na górze były w sumie 4 pokoje ale jeden córka przerobiła na garderobę.
Rachunek był prosty – jedna sypialnia dla córki z zięciem, druga dla jednej wnuczki, trzecia dla drugiej wnuczki. Rezygnacja z garderoby – nie, tego sobie córka nie wyobrażała. Zaproponowali jej, żeby wynajęła sobie kawalerkę, będą się dokładali do czynszu. Będzie jej wygodniej, dziewczynki są takie hałaśliwe i żywiołowe. Basia, która oddała wiele lat swojego życia obcym ludziom w trosce o swoich bliskich została właściwie bez dachu nad głową. Płacze kiedy opowiada swoją historię i trudno nie płakać razem z nią. Nie tak sobie wyobrażała swoje życie na emeryturze. Już dwa razy musiała się przeprowadzać. Raz, bo w bloku gdzie były same mieszkania na wynajem było dużo studentów i nie dało się tam mieszkać. Drugi raz, ponieważ właściciel mieszkania postanowił je sprzedać. Za każdym razem nowe otoczenie, nowi sąsiedzi, inna droga do sklepu, do lekarza. Barbara jest realistką, wie, że nie ma już szansy na zarobienie na kupno nowego, choćby malutkiego mieszkanka. Wie też, że w jej wieku nie dostanie kredytu. Córka „szczodrze” jej obiecała, że jak podupadnie na zdrowiu to wezmą ją do siebie. Barbara ma inny plan. Upatrzyła sobie prywatny dom spokojnej starości. Na szczęście nie wszystko co zarobiła oddawała w ostatnich latach rodzinie. Jeszcze kilka razy pojedzie do Niemiec. Żeby się nie bać, że na stare lata dostanie składane łóżko w garderobie.
Małgosię rodzina również zawiodła na całej linii. Ona zawsze marzyła o malutkim domku na wsi. Takim z małym ogródkiem i miejscem na kilka kurek, żeby były świeże jajka. Och, ciasto z takich jajek jest takie żółciótkie i jajecznica smakuje zupełnie inaczej. Kuzynka miała do sprzedania taki dom. Jej siostra miała duży dom obok, zostały obie same, dwa domy były im niepotrzebne. Małgosia z dwójką dzieci i mężem mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu ze ślepą kuchnią w bardzo starej kamienicy.
Prywatny właściciel nic nie robił, nie naprawiał. Schody były w takim stanie, że tylko kwestią czasu było kiedy się zawalą. Skargi do nadzoru budowlanego nic nie dawały. Czynsz był niewspółmiernie wysoki w stosunku do wielkości i komfortu mieszkania. Małgosia pojechała do Niemiec zapracować na swój wymarzony domek. Kuzynka obiecała, że poczeka 2-3 lata ze sprzedażą, właśnie na nią. Oczywiście bez kredytu by się nie obeszło, ale domek był naprawdę relatywnie niedrogi. Gośka każde zarobione euro wysyłała do Polski. Miała wspólne konto bankowe z mężem, jak większość małżeństw. Nigdy nie zajmowała się rachunkami, to mąż był tym, który załatwiał wszystkie małe i duże formalności. To mąż ze starszym synem, liczyli ile im potrzeba, jakie będą przyszłe odsetki od kredytu, ile trzeba będzie wydać na niezbędne naprawy i remonty w wymarzonym domku Małgosi. Ona zaciskała zęby i intensywnie pracowała. Do domu wpadała na kilka dni, żeby zobaczyć bliskich, odetchnąć trochę od nieszczęść starości. Naładować baterie i ruszać dalej.
W domu widziała dużo zmian – nowy wielki telewizor, komputer u synów i męża. Kiedyś zapowiedzieli jej niespodziankę i przyjechali po nią na dworzec samochodem. Prawie nowym. Trochę się dziwiła skąd mają na to pieniądze. Mąż mówił, że dostał dobrą pracę w firmie budowlanej, synowie też podobno pracowali razem z nim. Dzisiaj mówi, że instynkt zawiódł ją na całej linii. To było dokładnie dwa lata i jeden miesiąc od czasu, kiedy zaczęła wyjeżdżać do Niemiec, do opieki. Źle się czuła i przyjechała do domu na dłużej, żeby się podkurować. Przyszedł listonosz z listem poleconym. Nakaz zapłaty zaległego czynszu za ponad pół roku. Myślała, że to pomyłka, że to przecież niemożliwe. Niestety to była prawda. Ani mąż ani synowie przez te dwa lata nie pracowali. Żyli sobie wygodnie z tego, co przysyłała. Samochód kupili na raty, których wartość wynosiła prawie połowę tego, co miesięcznie zarabiała. Na czynsz nie wystarczało.
Małgosia nie płacze tak jak Basia, jest niewiarygodnie wściekła. Na swoich bliskich, ale przede wszystkim na siebie. Że była taką idiotką. Że jej mąż i synowie tak bardzo ją zawiedli. Że pozwoliła na to, żeby roztrwonili tak ciężko zarabiane pieniądze i jeszcze wpędzili ją w długi. Przez nich nie tylko rozwiały się jej marzenia o domku na wsi, ale prawie straciła dach nad głową. Podpisała ugodę z właścicielem mieszkania, założyła osobne konto bankowe. Dalej pracuje w opiece w Niemczech, ma dopiero 48 lat. Wysyłała im początkowo pieniądze na życie ale potem sobie powiedziała – basta. Muszą iść do pracy. Ona płaci czynsz, prąd i wodę. Na jedzenie muszą zarobić sami. Stan techniczny budynku jest coraz gorszy i Małgosia boi się, że za kilka lat nie będzie miała gdzie wrócić. Kuzynka sprzedała już dom, nie chciała dłużej czekać. Gośka jest jednak pozytywnie i bojowo nastawiona – zdobędzie kiedyś swój wymarzony domek na wsi. Musi tylko jeszcze kilka lat popracować. Słyszała, że są dobre okazje na domki na wsi w Niemczech, blisko granicy. Obiecała, że zaprosi nas za kilka lat na żółciutkie ciasto z jajek od własnych kurek. Oby się spełniło!
Używamy cookies